Cykl – Polka w Anglii (Dlaczego się czepiam?)

Kilka dni temu wróciłam z krótkiej wycieczki do Wielkiej Brytanii. Pojechałam tam głównie w celach czysto rodzinnych – w odwiedziny do siostry. Nie mogłam sobie jednak odmówić przyjemności rzucenia okiem na styl naszych brytyjskich koleżanek. Nie na darmo mówi się przecież, że Londyn to światowa stolica mody. Jakie mam odczucia? Czym tradycyjna Polka różni się od Brytyjki? O tym, chciałabym wspomnieć w tym wpisie.
Angielski styl kojarzy nam się z klasyką i elegancją. Główną sprawczynią takiego stereotypowego myślenia Polaków jest z pewnością rodzina królewska, której nienaganne i idealnie skrojone stylizacje możemy oglądać podczas wizyt w innych państwach.

Typowa Brytyjka ubiera się trochę inaczej… Rzekłabym: w nosie ma styl narzucony przez idealną parę królewską. Przekonałam się o tym bardzo szybko. Właściwie już pierwszego dnia, podczas krótkiego spaceru po mieście, w którym mieszka moja siostra. Wizja idealnej Angielki legła w gruzach, została zasypana niedbale noszonymi płaszczami, podziurawionymi balerinami i trochę przejaskrawionym makijażem.

Chciałam krzyczeć: gdzie jest cudowna Kate? Gdzie ten szyk? Pozostawiając jednak w ciszy mój niezbyt doskonały angielski, poszłam dalej, na zakupy do second handu.

Dlaczego nie polubiłam angielskiego stylu?
Moje drogie brytyjskie koleżanki. Zanim zmiażdżę Was moją niepochlebną opinią, chciałam powiedzieć, że moja wizyta w Waszym kraju ograniczyła się do kilku miast położonych w centralnej części państwa. Być może zatem źle trafiłam. Może koleżanki z północy ubierają się znacznie lepiej? Nie wiem.
Może to ja jestem zbyt krytyczna, bo w moim mniemaniu polskie dziewczyny są najwspanialszymi kobietami świata? Przyznaję mogę się mylić!

Nie odbiegając od tematu. Jakie tendencje w klasycznym ubiorze Brytyjek zauważyłam?
1. Baleriny – o zgrozo: ogólnie nie mam nic do tego typu obuwia. Sama mam w swojej szafie jakąś cudowną parę klasycznych, czarnych bucików na płaskiej podeszwie. Dlaczego się czepiam? Moje drogie Brytyjki albo zbyt mocno zżywacie się ze swoim obuwiem, albo po prostu poza czubkiem swego nosa nie zauważacie nic więcej. Przechadzając się po angielskich ulicach wiele razy udało mi się powiedzieć: o całkiem dobrze dobrany ciuch. Po czym zerkając na sam dół domniemanej damy, całą wyidealizowaną postać zmiażdżyły buty – baleriny właśnie. Zniszczone, z prawie całkowicie zdartą piątą. Nie wiem czy to rodzaj oszczędności, uwielbienia skierowanego do danej pary obuwia, ale Wy naprawdę często miałyście na sobie totalnie zniszczone buty. Nie przesadzam, gdybym miała takie w szafie, już dawno wylądowały by w koszu. Czy to oznacza, że jestem rozrzutna?

2. Futerka – lubię je przeogromnie. Brytyjki chyba także, bo noszą je bez opamiętania. Niektóre oczywiście chętnie bym z nich zdarła, inne… wyrzuciłabym na śmietnik. Brytyjskie dziewczyny mają tendencję do noszenia za dużych futer, do eksponowania za dużych rozmiarów, dopasowywania futra do wszystkiego. Wreszcie , odniosłam takie wrażenie, że im większe futro, tym szybciej zakryje nie do końca idealną stylizację. Niestety o ile Polka zadba o wszystkie szczegóły ubiory, o tyle Brytyjka myśli jakby zaretuszować piżamę założoną pod odzienie wierzchnie.

angielskiszyk
3. Biżuteria: najlepiej tania i w dużej ilości. Bransoletki, naszyjniki, kolczyki, zegarki – wszystko fajnie, ale dlaczego założone jednocześnie? Brytyjki lubią mieniące się dodatki, być może stąd to zamiłowanie do przesytu. Właściwie nie widziałam kobiety, która miałaby na sobie dobrej jakości złotą kolię. Dało się wyczuć primarkową jakość i sieciówkowy błysk metalu.

Pewnie po tym wpisie stwierdzicie, że trochę się czepiam. Chamska natura zazdrosnego Polaka rozbiła moje wyczucie stylu i tolerancji. Być może. Chyba jednak trochę inaczej wyobrażałam sobie tę londyńską nonszalancję prezentowaną przez Kate Moss. Sorry!

Źródła zdjęć: pinterest.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *