Cykl – Polka w Anglii (Ostatni rzut beretem)

Żeby zbytnio Was nie zanudzać, dzisiaj ostatni już wpis z serii Polka w Anglii. O czym? A o tym, gdzie ubiera się statystyczna Brytyjka, czy wydaje dużo na swoje ciuchy, jakie ubrania łączy i co najczęściej można spotkać w jej szafie.

Było o minusach, było o małym zachwycie. Dzisiaj opowiem Wam, skąd Brytyjki czerpią inspirację, gdzie wyszukują tak dziwaczne, ciekawe i niekiedy nigdzie niespotykane ciuszki.

Zacznę od królestwa ubrań, czyli ciucholandów!
Jeśli któraś z Was myślała, że w Polsce mamy dużo i to całkiem fajnych lumpeksów to jesteście w błędzie. W Anglii te można spotkać praktycznie na każdej ulicy. Mnożą się jak mrówki, powstają co kilka dni nowe, zastępują stare i szybko zasypują panie stertą ciekawych perełek.

primark
Podczas swojego pobytu w Anglii odwiedziłam kilkanaście z nich. Mogę Wam już zatem powiedzieć jak one wyglądają i czym się różnią od naszych polskich ciucholandów. Przede wszystkim typowy angielski lumpeks nie ogranicza się wyłącznie do prezentowania sterty ubrań. Można tutaj znaleźć równie dużo zabawek, biżuterii, butów, książek, wyposażenia do domu, a także żywność. Lumpeksy często przypominają tradycyjne sklepy, cenowo oraz wizualnie. Możemy co prawda wyszukać w nich ciuszki za 1 funta, ale lepszej jakości potrafią kosztować 6-7. W przeliczeniu na nasze złotówki wydajemy zatem około 35-40 zł. Mało, dużo? Oceńcie same. W wielu lumpeksach obsługują nas starsze osoby, a ciuchy które wypełniają wieszaki wcale nie pochodzą z hurtowni. W angielskich lumpeksach dostawcą ubrań są mieszkańcy danego miasta. Każdy może do niego oddać, to czego już nie założy. Tym samym pieniądze zebrane w takim punkcie trafiają na różne cele charytatywne. Nie wiem czy to reguła, ale w miasteczku, w którym mieszka moja siostra, tak rzeczywiście jest. Moim zdaniem to świetna inicjatywa.
W lumpeksach znajdziemy wszystko i to z metką często bardzo ekskluzywnej marki. Sama znalazłam tutaj torebkę od diora, kurtkę river island.

britishstyle
Primark – tanio, ale czy dobrze?
Będąc w Manchesterze nie mogłam nie odwiedzić tej świątyni, o której wspomina wiele kobiet, udających się na wycieczki do Anglii. Primark – sklep miliona okazji? A może trochę jarmarczny styl prosto z taśmy chińskiej fabryki ciuchów?
Mam trochę mieszane uczucia. W sklepie nie kupiłam nic oprócz biżuterii – ta jest tam naprawdę tania, muszę przyznać. Ubrania wydały mi się jednak raz, że trochę słabej jakości, dwa kompletnie nie w moim guście. Z przykrym westchnieniem przyznaję, że do tego sklepu weszłam po wcześniejszych wojażach turystycznych – być może zatem byłam już odrobinę zmęczona i nie miałam ochoty na kilkugodzinne przymierzanie bluzek, spódnic, spodni, butów. Sam primark, jest bowiem tak duży, że na jego zwiedzanie trzeba by było zarezerwować sobie kilka dobrych godzin. Ja nie miałam na to ani czasu ani siły. Trochę pluję sobie z tego powodu w twarz, ale co tam. Nie pierwszy primark, nie ostatni. Przynajmniej taką mam nadzieję.

katemoss
Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!

Źródła zdjęć: pinterest.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *